czwartek, 23 lipca 2020

FACE TO FACE ... Od wewnątrz i z zewnątrz... - r. V

Geniusz Fotografii 
Rozdział V : FACE TO FACE 


tłum. Maryla Wosik

konsultacja językowa /ang/ - Agata Jankowska
konsultacja merytoryczna - Piotr Perczyński




OD WEWNĄTRZ I Z ZEWNĄTRZ...

 


Najbardziej potępiająca krytyka Arbus ze strony Susan Sontag dotyczyła faktu, że „jej spojrzenie jest zawsze z perspektywy zewnętrznej”. Z rozkwitem postmodernizmu, i prac takich fotografów jak Cindy Sherman, nacisk przesunął się zwłaszcza w kierunku fotografów portrecistów, fotografujących „od wewnątrz”. Nie oznacza to, że nie mogą oni tworzyć więcej portretów społeczności czy kultury, której nie są integralną częścią, ale że ciężar ogniskuje się na nich i na tym, jak reprezentują ludzi. Ideałem jest sytuacja, w której fotograf całkowicie usuwa ją lub jego, czy taka, w której „historia” fotografa i modela mogą być opowiedziane jednocześnie.

Poza Sherman, najważniejszymi dokonaniami w portrecie fotograficznym w latach 80. była seria The Ballad of Sexsual Dependency Nan Goldin. To, co oryginalnie było zaprezentowane jako sidle-sound prezentacja – multimedialne wydarzenie – zostało opublikowane w postaci książki w 1986 r. Jej praca miała charakter zdjęć migawkowych i koncentrowała się na obrazie rodziny, przyjaciół i kochanków.

W latach 80. i 90. rodzina stała się celem, na którym skupiali się fotografowie dążący do portretowania swego własnego życia. Richarda Birmingham w Ray’s a Laugh /1996/ dokumentował swoją własną wywodzącą się z klasy pracującej rodzinę z Birmingham, z ojcem alkoholikiem, i udało mu się wydobyć wiele humoru i uczuć z najwyraźniej mało obiecującego materiału. Larry Sultan w Pictures from Home /1992/ poruszająco portretował przedmieścia Kalifornii, życie swoich starzejących się rodziców, ich problemy i napięcia, podczas gdy w latach 80. i 90. Tina Barney portretowała zupełnie inny świat, od wewnątrz, uprzywilejowanego życia w apartamentowcach Park Avenue i mieszkaniach w Hamptons. Miyako Ishiuchi stworzyła wzruszający portret swojej leciwej mamy /2002/ nie tylko fotografując jej pomarszczone ciało przed zbliżającą się śmiercią, ale tworząc fotograficzny inwentarz jej ubiorów, bielizny, przyborów do makijażu. Efekt wcale nie jest przerażający, ale jak większość portretów demonstruje moc fotografii, jako memento mori /przypomnienia o śmierci/ – w relacji do marzeń, pożądania, pamięci, historii i śmierci – a to oznacza oczywiście – także relację do życia.

Seydou Keita /Malian, 1923-2001/ 
Untitled 1958

Gelatin silver print



Fotografia stała się ekspresją kulturowych wartości jej twórców, Francji i Wielkiej Brytanii, dwóch wielkich kolonialnych mocarstw XIX w. W XX w. fotografowie świata używali tego medium wszędzie, by obrazować ich własne kultury od wewnątrz.

Dobrym przykładem tego zjawiska jest praca malijskiego fotografa Seydou Keita, który otworzył studio portretu w Mali 1948 r., nieopodal miejskiej stacji kolejowej i urzędu poczty. Było to przedsięwzięcie związane z komercyjnym portretem, ale odziedziczony talent Keita i jego ambicje, sprawiły, że podczas 25-letniej kariery, on i jego malijski kolega Malik Sidibe zaznaczyli malijską fotografię na mapie świata, poprzez tworzenie arcydzieł portretu, które stają się fascynującą i wartościową kroniką życia w Mali pod koniec XX stulecia.

Keita rozwinął natychmiast rozpoznawalny styl, który pochodził bezpośrednio z rdzennej kultury. Malijskie kobiety nosiły jaskrawe kolorystycznie, wzorzyste tekstylia, a Keita używał takiego samego w charakterze tła w swoim studio, więc często, jak na tym zdjęciu, fotografował złożony wzór na tle równie skomplikowanej mozaiki, przełamując normy w bardzo udanym i wysoce zabawnym stylu. Ale zawsze zachowywał tożsamość modela pośród harmideru związanego formalną stroną zdjęcia. Stworzył wiele fotografii w tym klimacie i może być określony mianem fotografa schematycznego, ale jego prace przeczą tym określeniom. Udawało mu się uchwycić zarówno charakter modela, jak i niuanse życia w Mali i sąsiadującym Senegalu, a jego skrupulatne oraz całkowicie obiektywne badania zawierają wiele z zalet portretów Storyville Bellocque’a 

Praca Keita i Sidibe została zauważona przez Zachód, pewne jest też, że istnieją inni, równie wybitni fotografowie w postkolonialnych nacjach świata, oczekujący na szerszy odbiór swoich prac.




Jo Spence była jednanym z najbardziej wybitnych spośród fotografów, którzy zaczęli w latach 70 badać zagadnienia związane z polityką reprezentowania i w jak sposób wizerunek kobiety był konstruowany i kontrolowany w większości przez mężczyzn.

Jo Spence with Dr Tim Sheard /Ebglish, 1934-92/
Exiled 1991 
Chromogenic /Type C/ colour print
From the series Narratives of Dis-Ease

 
Spence skoncentrowała się na definiowaniu swojej tożsamości jako kobiety, ale jako zdeklarowana socjalistka i feministka, stawiała pytania o tożsamość na równi z pytaniami o pochodzenie klasowe, płeć i zagadnienia kulturowe.

Jej seria Narratives of Dis-Ease bada temat tabu – starzenie się kobiecego ciała. Kolekcja koncentruje się na różnorodnych stanach – lęk, wstyd, bunt, który sama odczuwała, jako onkologiczna pacjentka po operacji piersi. Artykułuje naszą kolektywną reakcję na kobiece ciało, gdy zostaje ono uszkodzone, i dlatego uznane za niegodne pożądania. W Exiled tułów Spense nosi traumatyczne ślady szpitalnych przejść. Na pokrytym bliznami biuście napisane jest słowo Monster, a ona ma nałożoną na twarz maskę z Upióra w Operze, analizuje w ten sposób zarówno swoje potworne doświadczenie, jak i swój nowy dziwaczny status.

Dążeniem Spense było przejęcie kontroli nad swym wizerunkiem, i tym samym poczuciem własnej godności. Jej celem było również usankcjonowanie własnego życia poprzez refleksję nad nim, i uczynienie widzialnymi: represji, lęków, konfliktów i pragnień – badanie złożoności procesów, które kształtują nasze zdewastowane tożsamości.

Ciało kobiety jest poddawane nieustannemu osądowi ludzkich spojrzeń. Im starsze, tym bardziej złośliwe są te wyroki w porównaniu z opiniami mężczyzn, ponieważ mężczyźni są na ogół, choć nie wyłącznie, sędziami. Konfrontując się z tym Spence podejmowała ryzyko i stawiała się w sytuacji bycia bezbronną. Ale też wzywała nas do badania naszych uprzedzeń. Jej obrazowanie powinno podważać w nas stereotypy kultury komfortu, zwłaszcza tych kobiet, które myślą o sobie, że są zbyt tęgie, zbyt szczupłe, zbyt zatroskane, nazbyt śmiertelne.




Pictures from Home i Ray’s a Laugh są ważne i rzeczywiście w charakterze epickie, są manifestacją powszechnej tendencji wśród współczesnych fotografów - spojrzenia z bliska na swoją własną rodzinę.

Larry Sultan /American, b. 1946/
Mom posing by green wall and Dad watching TV 1984
Chromogenic /Type C/ colour print
From the series Pictures from Home
 
Sultan udowodnił, że jakakolwiek fotografia rzekomo "dokumentalna" jest oczywiście pracą o charakterze fikcyjnym, która może lub nie, otrzeć się o prawdę. Pictures from Home, książka i wystawa, zawierają zdjęcia z wielu źródeł – są to fotografie migawkowe rodziny Sultan, domowe filmy, portrety korporacyjne jego ojca, i w końcu własne beznamiętne portrety rodziców – wszystko po to, by sformułować złożoną w charakterze wypowiedź o naturze fotografii i amerykańskim społeczeństwie.

Praca opowiada historię jego ojca, osiągającego sukces kierownika, który wspinał się po korporacyjnej drabinie, tak jak obiecuje to i dyktuje idea amerykańskiego snu oraz matki, która po wychowaniu dzieci, poczuła rosnącą potrzebę życia poza wygodnym podmiejskim domem. I, jak ostatecznie, szorstkie realia starzenia się, w konsekwencji zawężające się opcje i horyzonty, wzięły górę nad ich relacjami.

Fotografie własne Larry Sultana opowiadają ciemniejszą stronę tej historii, w kontraście do oficjalnej opowieści o podmiejskim szczęściu dokumentowanym  w rodzinnych archiwach. Tutaj, na jednej z najbardziej bolesnych i wymownych fotografii o naturze małżeństwa, jaką kiedykolwiek zrobiono, matka Sultana pozuje dla swego syna, podczas gdy ojciec, tyłem do kamery, ogląda w TV mecz bejsbolowy.

Fotografia demonstruje jedną istotną prawdę - że medium traktuje zasadniczo o punkcie odniesienia, które staje się punktem widzenia. I w fotografii portretu, punkt odniesienia, zatem i punkt widzenia stają się głównie kwestią gestu i języka ciała. Język ciała zarówno matki jak i ojca mówią wszystko, co niezbędne.



Richard Billingham /English, b. 1970
Untitled, 1994
Fuji Longlife colour photograph
From the series Ray's a Laugh 

Billingham stał się kontrowersyjnym fotografem w związku z tą właśnie pracą. Został oskarżony o nadużycia, ponieważ jego ojciec był nałogowym alkoholikiem, a Billingham mało nam oszczędził z udręki rodziców. Fotografował w wieżowcu w mieszkaniu w Birminham, jego spojrzenie na życie rodziców jest pozbawione sentymentów i w zapierający dech sposób szczere, jednak nie bez pewnego ciepła czy uczucia, ani też nie jest pozbawione chwil świetności. Główną kwestią wynikającą z jego zdjęć jest poczucie klaustrofobii, zarówno fizycznej jak psychicznej. Jego ojciec, Ray i matka Liz, żyli w ciasnym apartamencie z młodszym bratem Richarda, w asyście psów i kotów. Opresyjne warunki życia, plus wycieńczające skutki ubóstwa i brak perspektyw, przyczyniły się do alkoholizmu Raya i świadomości poważnie ograniczonych horyzontów.

Robione przez Billinghama, w stylu prawdziwego życia, migawki - krzykliwe kolory, odbitki przetworzone chemicznie w aptece - seria Ray’s a Laugh portretuje i jest  ekwiwalentem w stylu prawdziwego życia Royal Family, błyskotliwej telewizyjnej komedii, która pokazywała egzystencję ograniczoną do kanapy i telewizji. Ray i Liz śmieją się, płaczą, krzyczą, przeklinają, kłócą się, palą, piją i oglądają TV. Wszystko to przekazuje Billingham - codzienne życie wielu Brytyjczyków - z żywą bezpośredniością, szczerością, bez użalania się nad sobą, także z jego strony lub jego rodziców. Aczkolwiek zdjęcia te były zrobione jako potencjalne modele do obrazów, ich siła jest taka, że są szczerymi fotografiami i że na pewno odróżniamy je od wielu ćwiczeń samoświadomościowych w tym duchu. Prace Billingham pozostają wierne sobie i są wierne temu, co fotografował.




Tinę Barney można uznać za ucieleśnienie współczesnego fotografa. Fotografuje zarówno swój własny świat "od środka", ale także aranżuje zdjęcia w tzw. reżyserskim stylu.


Tina Barney /American, b. 1945/
Jill and Polly in the Bathroom 1987 
Chromogenic colour /Type C/ print 
Rzeczywistość Barney różni się nieco od świata wielu fotografów, którzy dokumentowali osobiste środowisko społeczne. Jest to bowiem wykwintna przestrzeń zasobności, świat porządnych, solidnych domów, mebli i pokojówek, świat, gdzie jest wszystko - reszty można się tylko domyślać – gdzie rzeczywistość jest komfortowa i uporządkowana.

Barney należycie pokazuje nieskazitelną powierzchnię uładzonego świata, do którego przynależy. Ale w tym momencie wskazuje na coś niesfornego pod tą powierzchnią, dotykając w istocie zagadnienia: jakkolwiek jesteśmy przekonani, że kontrolujemy naturę, to natura - przybierająca postać naszej powikłanej psyche – w istocie kontroluje nas.

Więc istnieją dwa poziomy, na których można docenić Tinę Barney. Fotografuje wielkoformatowym aparatem, więc jej zdjęcia niosą w sobie nieskończoną przyjemność na poziomie czystej dokumentacji, z obficie przytoczonymi detalami stylu życia. Ale także obejmują poziom psychologiczny, jako, że jesteśmy wciągani do spekulowania nad małymi psychodramami, które Barney przed nami rysuje, ustawiając swoich bohaterów w obrębie kadru, w którym zazwyczaj coś się dzieje i poprzez obserwację języka ciała. Inaczej niż inni fotografowie, nie jest totalnie kontrolująca, woli stwarzać sytuacje i raczej obserwować ich rozwój, niż ustalać wszystko z góry.

Tutaj oto, przypuszczalnie matka i córka okupują łazienkę. Postawa ich ciała jest usztywniona, konflikt "terytorialny" wydaje się wisieć w powietrzu, zwłaszcza ze strony matki. Aczkolwiek, możemy tylko domyślać się przyczyny napięcia. Powodem może być obecność trzeciej osoby w tym małym pomieszczeniu - fotograf i jej natrętnej kamery.



Japoński fotograf Nobuyoshi Araki zatytułował swoją pracę "Ja, opowieść", podkreślając w ten sposób jej pamiętnikarski charakter. Większość zdjęć poświęcona jest osobistej seksualnej wyprawie Arakiego do tokijskich seks-clubów, dystryktu Shinjuku. Araki fotografował nagie i uległe kobiety, często krępowane linami, uważa się, że wiele z nich było jego kochankami. Araki jest typowym przykładem agresywnego, męskiego fotografa, ale to bezustanne poszukiwanie seksualnych podbojów jest dyskontowane przez inny dorobek, jego foto-pamiętnik życia z żoną Yoko. W 1971 r. w pierwszej opublikowanej książce Sentimental Journey, dokumentował ich podróż poślubną, a kiedy Yoko umierała w 1990 r., Araki fotografował jej ostatnie tygodnie, włączając w to posiłki, które spożywali razem, i jej pogrzeb, z wielką czułością, w znaczącym kontraście do zimnych, nawet brutalnie beznamiętnych fotografii o tematyce seksualnej. Jego praca jest pełna paradoksów, przewidywalnie kontrowersyjna i naznaczona poczuciem desperacji i alienacji, w których bardziej sprzyjający mu krytycy dostrzegają alegorię sytuacji nowoczesnej Japonii, a nawet szerzej współczesnej cywilizacji.

Przekraczanie akceptowalnych granic, przełamywanie niewidzialnych barier psychologicznej intymności jest dylematem całej fotografii portretowej, a zwłaszcza portretu o charakterze diarystycznym. Fotografie Sally Mann jej trójki małoletnich dzieci Emmeteta, Jessiego i Virginii, zrobione w latach 80. w serii Immediate Family, przyciągnęły wiele krytycznych komentarzy, od wyrazów entuzjastycznego uwielbienia po oskarżenia o nadużycia seksualne. Fotografowała swoje dzieci starymi aparatami na płyty /obsługiwane z użyciem statywu i czarnego rękawa/, w otoczeniu rodzinnej wiejskiej farmy w Virginii, a rezultaty są często zachwycająco piękne, aczkolwiek zdjęcia mają swoją ciemną stronę. Eksponują życie dzieci – rozkwaszone, krwawiące nosy, napady złości, moczenia nocne, przebieranie się, pływanie, gry fantazji - i co kontrowersyjne - nagość i początkowe stadia budzącej się seksualności. Zawsze twierdziła, że zdjęcia powstawały w szczerej współpracy pomiędzy nią i dziećmi, ale pytania o kontrolę i wymuszenie pojawiały się. Typowym komentarzem był:

W momencie, gdy jakakolwiek inna matka chwyta swoje dziecko, by je przytulić i pocieszyć, Mann zamiast tego, sięgała po aparat.

Czas między 80. a 90. latami emanuje również bardziej obiektywnym stylem eksploatowanym przez fotografów. Thomas Ruff, czołowy przedstawiciel School of Dusseldorf, zrobił w późnych latach 80. serię wielkoformatowych portretów głów, które ukazywały jego przyjaciół w bezlitosny, ale całkowicie pozbawiony emocji sposób. Duńska fotograf Rineke Dijkstra wywołała poruszenie w latach 90. swoimi portretami /nieuchronnie porównywanymi z pracami Arbus/ nastolatków na plaży. Były one subtelnym połączeniem obiektywizmu i empatii, były ważnym, nowym głosem w fotografii portretu. Poszła w kierunku fotografii ludzi w stanie stresu, jak choćby kobieta tuż po porodzie, czy matador tuż po opuszczeniu areny, w usiłowaniu uchwycenia prawdy w portrecie w momentach, gdy jej modele byli zbyt zajęci swym stanem, by móc zaoferować coś lepszego.

Współcześni fotografowie portretu używają jakiejkolwiek strategii, by stworzyć prawdziwy i uczciwy portret, od ustawiania sytuacji zdjęcia i aranżowania ich jak reżyser filmowy, do spontanicznego "strzelania" zrzekając się kontroli nad nimi, jak Wolker Evans w jego słynnych zdjęciach z metra. W swoich Hollywood Pictures /1989-90/ Philip-Lorca di Corcia zrobił serię inscenizowanych portretów ulicznych alfonsów w Los Angeles. Były tak realne, jak sztuczne, jak filmy, które je zainspirowały, jakkolwiek tytuły zdjęć wskazują na to – zawierały bowiem informacje o tym, ile artysta zapłacił za czas prostytutek – że były tam również zdjęcia o charakterze dokumentalnym. Ale w swoich seriach Streetworks /1996-98/ i Heads /2000-2001/ fotografował już zgoła inaczej, ludzi mijających go, całkowicie nieświadomych tego, co się dzieje w miejscu oznaczonym. Te różne podejścia pokazują diCorcię eksplorującego różne sposoby sprawowania kontroli nad zdjęciem.

Portret fotograficzny, oczywiście, jest złożony często zmieniający relację między fotografem, modelem i odbiorcą. I ten ostatni musi być zawsze brany pod uwagę. Rzeczywiście, w przypadku portretów dzieci Sally Mann, reakcja widza staje się zasadniczą kwestią. Nie możemy patrzeć na te zdjęcia w sposób, w jaki powiedzmy odbiorcy Lewisa Carrolla patrzyli na jego zdjęcia dziewcząt u progu dojrzewania. Kulturowy klimat wokół tego typu fotografii zmienił się istotnie. Niemniej jednak, każdy z nas, reaguje na portret, jak na jakiekolwiek inne fotografie, na swój własny sposób, ale najważniejszą relacją pozostaje ta jedna, między fotografem i modelem. Jest to podstawa. Żaden fotograficzny portret nie zaistnieje bez tego, nawet gdy, jak w przypadku metra Evansa, czy portretu ulicznego diCorcii, model jest nieświadomy działań fotografa.

Z tej relacji wyłania się dynamika, która cechuje portret fotograficzny, dynamika, która jest nieprzewidywalna, potężna i zdradliwa. Jednak, kiedy to się udaje, to jest zdolna do generowania najbardziej niezapomnianych fotografii, jakie może zaoferować to medium. Zrobienie udanego portretu jest prawdopodobnie najcięższym zadaniem z jakim fotograf może się zmierzyć. Osiągnięcie tego staje się dla niego najbardziej satysfakcjonujące. „Fotograf zarówno plądruje i chroni, denuncjuje i konsekruje” – pisze Susan Sontag. W fotografii aforyzm ten najbardziej odnosi się do portretu. Ale w najlepszym wydaniu, portret fotograficzny zachowuje bez grabieży i uświęca bez denuncjowania.



Hannah Starkey /Irish, b. 1971/
The Dentist,2003
Chomogenic colour /Type C/ print/ 


Robienie fotografii dokumentalnej w publicznych miejscach jest ciężką pracą, bez gwarancji sukcesu, a czasami z wątpliwą kontrolą nad tym, co fotograf tak naprawdę chce wyrazić. Ale co, jeśli fotografowie „zaaranżują” portret i stworzą własne zdjęcie, kontrolując każdy aspekt tego procesu? Czy to w jakiś sposób czyni je mniej ważnymi?

Podobnie jak Gregory Crewsdon, Hannah Starkey obsadza i reżyseruje swoje fotografie. Ale, daleka od wywyższania fikcyjnych rzeczywistości, które Rewsdon opisuje, ona poszukuje zwyczajności, codziennych zdarzeń zarejestrowanych możliwie dyskretnie, więc zdjęcia te mogą być mylone z fotografią dokumentalną.

Obiektami, w jej starannie przemyślanych i realizowanych scenariuszach, są młode kobiety, i ich tematem jest generalnie egzystencja we współczesnej miejskiej kulturze. To ważny kwestia – nowoczesne życie, jeden z podstawowych tematów fotografii – ale nie udramatyzowane tableau. Postaci na jej zdjęciach nie robią wiele. Zazwyczaj siedzą, lub jak ta tutaj kobieta w dentystycznej poczekalni, czekają w jakimś obcym środowisku, wyizolowane, zanurzone we własnych myślach.

Nie znaczy to, że na zdjęciach Starkey nic się nie dzieje. W tym bezruchu zawiera się zawsze ukryta narracja. Zawierają one wszystkie wyczuwalne napięcia takich samych samotnych kobiet w obrazach Edwarda Hoppera. Są dokumentalną fikcją, która obejmuje małe radości i wewnętrzne lęki życia miejskiego. Aczkolwiek, do hopperowskich wątków Starkey dodaje warstwę kulturowych odniesień, które lokują jej obrazowość w zawiłej otchłani współczesnych przedstawień, szczególnie popularnych, a dotyczących tematu kobiet.

Starkey może konstruować swoje fotografie, ale one są też bogatymi, złożonymi dokumentami nowoczesnego życia. Zachwycają wizualną, ale także intelektualną stymulacją, wzmacniając fakt, że obrazy i tożsamość są kulturowo determinowane na skomplikowane, głębokie i tajemnicze sposoby.


Kobieca artysta/fotograf poszukuje ludzi /osób/modeli do portretu, bez koniecznego doświadczenia” „zostaw wiadomość”. Katy Grannan umieszcza tę prośbę w lokalnej podmiejskiej gazecie, by znaleźć modeli do swoich portretów.

 Katy Grannan /American, b. 1969/
Mike, private property, New Paltz, NY 2002
Chromogenic /Type C/ colour print
From teh series Sugar Camp Road
Jedna z bardziej interesujących artystek z Yale, gdzie fotografia portretowa w stylu „reżyserskim” jest elementem programu, Grannan była nazywana „nową Diane Arbus”. Ale ta etykieta jest powierzchowna, chociaż Arbus może stanowić oczywiste ramy odniesień. Zarówno intencje i ostateczny efekt każdej z tych kobiecych obrazowości, może się wydawać zupełnie inny.
Aczkolwiek Grannan często robi portrety, na których jej modele są także nadzy lub częściowo nadzy, i chociaż istnieje silne poczucie psychologicznej, nawet psycho-seksualnej rewelacji w jej zdjęciach – jak to odnajdujemy u Arbus – prace Grannan wydają się z natury bardziej konceptualne. Arbus była fenomenologiem z natury, zakorzeniona w tradycji dokumentu i otwarta na wszelkie uwarunkowania momentu. Grannan oczywiście improwizuje, ale jej podejście jest bardziej kontrolujące i przygotowane - bardziej sztucznie w tym sensie – świadomie czerpie inspiracje z historii sztuki i europejskiej tradycji portretu malarskiego.
Grannan często lokuje swoje nagie lub prawie nagie postaci w najwyraźniej arkadyjskich pejzażach – jak cezannowskie kąpiące się zostały przeniesione z ziemskiego raju Prowansji, do ‘tu i teraz’ amerykańskiego pejzażu, gdzie centrum handlowe czy przedmieścia nagle wyrastają zza drzew.
Jej modele są traktowane z wyuczoną neutralnością. Grannan nie idealizuje, ani nie zajmuje przeciwnych pozycji. Nie poszukuje aktywnie oczywistych defektów /w odróżnieniu od Arbus/, ale szuka banału, codzienności. Niemniej jednak, jest jeszcze pewne wrażenie, że nie wszystko w świecie Grannan jest do końca amerykańskie, jak apple pie, że jest czymś nieco podejrzanym emanującym z podmiejskich drewutni. Mimo wszystko, to cezanowskie wylegiwanie się nago nie jest tym, co hipotetycznie mili chłopcy i dziewczęta czynią.



Dwie serie Streetwork /1996-98/ i Heads /2000-1/ Philipa-Lorca diCorcii  wykorzystują tę samą metodologię. Obie cechujące szczerość ulicznego portretu zrobionego z dystansu, z użyciem teleobiektywu. DiCorcia stawia swój aparat w dyskretnych, oznaczonych punktach, a gdy jego obiekt mija dane miejsce, fotograf uruchamia migawkę i wywołuje działanie ukrytych lamp błyskowych, które zainstalował, by oświetlić obiekty.

Philip-Lorca diCorcia /American. b. 1953/
Head #13 2000
Chromohenic /Type C/ colour print
From the series Heads


W swych wczesnych seriach Streeworks di Corcia w zasadzie ukazywał ¾ sylwetki postaci, obiekty są chwytane w silnym kierunkowym świetle, które częściowo izolowało je od tła i dodatkowo, jak określił: dodawało filmowego kolorytu zwykłemu wydarzeniu. W przypadku HEADS /2000-1/ po prostu zmienił ustawienie na takie, że tylko głowy modeli i ramiona były widoczne, na tle ciemnego, pozbawionego ostrości tła.

Była to jakby aktualizacja serii Subway Walkera Evansa, inna próba zredukowania obecności fotografa. Aczkolwiek, w zgodzie z jego postmodernistycznymi korzeniami, diCorcia nie usiłował ukrywać sztuczności tego procesu. Niemniej jednak, to co uchwycił ze swoich modeli było bardzo podobne do serii Walkera Evansa, jednym słowem było to poczucie izolacji i introspekcji, tego jak ludzie krzątają się wokół swoich spraw w mieście oraz mocnego poczucia alienacji, zanurzonych we własnych myślach osób fizycznych.

DiCorcia oświadczył, że jego celem było fotografowanie ludzi, jako jednostek raczej, niż typy, ale są również obecne na jego zdjęciach pewne detale społeczne, poza tymi oczywistymi wątkami. Nasze spekulacje, zatem, skupiają się raczej na tym, co w jego modelach jest stanem psychicznym, niż na konstatacji o charakterze socjologicznym. Tutaj jednakże, pokazana w przypadku tego zdjęcia osoba, ortodoksyjny Żyd, poczuł, że stał się przedmiotem stereotypizacji na skutek działań diCorcii, w związku z tym złożył pozew sądowy w tej sprawie.  Została on odrzucona na korzyść prawa fotografa do artystycznej ekspresji. Była to ważna decyzja dla sposobu uprawiania fotografii ulicznej, aczkolwiek pytania nadal pozostają żywe w kwestii etyki tego typu działań.

                                                                       poprzedni
                                                                        następny