Geniusz Fotografii
Rozdział III : JAKIEŚ DECYDUJĄCE MOMENTY /MOŻE/ ?
tłum. Maryla Wosik
konsultacja językowa /ang/ - Joanna Hood
konsultacja merytoryczna - Piotr Perczyński
Przez lata 60.
fotografia europejska zajmowała się II wojną światową, ale znacznie dłużej
potrwa zamknięcie tego okresu w Japonii.
Foto
Takuma Nakahira /Japanese, b. 1938/
Rotogravure reproductions
From For a Language to Come 1970
|
Amerykańscy okupanci po
zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki próbowali kontrolować dostęp do zdjęć tych
obszarów. Więc nie były udostępniane do późnych lat 50., kiedy to Japończycy
rzeczywiście zaczęli się godzić z tragicznym finałem wojny. Aż do lat 60. i 70.
japońska sztuka i fotografia były w dużej mierze definiowane przez relacje
powojenne z USA.
CODA …. ŻEGNAJ, ŻEGNAJ FOTOGRAFIO
Na koniec
wojny, reakcja Japończyków na wojenną klęskę była mieszanką wstydu, winy i
złości, wystarczająco normalna odpowiedź w przypadku pokonanego narodu. Ale
Japonia musiała poradzić sobie z Amerykańską okupacją i poradzić sobie z
psychologicznie przygniatającym zdarzeniem – nuklearnym zbombardowaniem miast
Hiroszimy i Nagasaki. Sprzężony z tymi wydarzeniami, które miały całkiem
dosłownie wypalić japońską duszę, był inny dojmujący problem. Po 1945 r.
Japonia doświadczyła ekonomicznej rekonstrukcji z bezprecedensową prędkością,
wzrostu napędzanego przez pomoc i pieniądze Amerykanów. Od XIX w. w Japonii miłość
i nienawiść przeplatały się we wzajemnych relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, a
stan ten osiągnął punkt krytyczny w latach 60., gdy złość na Amerykanów konkurowała
z fascynacją ich kulturą, którą Amerykanie przynieśli ze sobą. Młodzi i
artystyczna społeczność były zwłaszcza zafascynowane amerykańską kulturą
młodych lat 50. jak beat generation i późniejszym rock and rollem
oraz pop artem.
Te
napięcia naznaczyły japońską sztukę, zwłaszcza w latach 60. Inspiracją był
również francuski egzystencjalizm, reflektujący alienację wielu japońskich
doświadczeń, jako hybryda kultury rozpoczynającą swój rozwój. Z tego unikalnego
tygla wyłonił się renesans japońskiej fotografii i kilka takich dzieł zostało
opublikowanych w postaci fotobooków, które mogą się równać z niejednym ważnym
dokonaniom w historii tego medium. Te książki mogą rozszerzyć niejedną
zdefiniowaną ostatecznie myśl o fotografii, ale nie ma wątpliwości, że były
artystyczną odpowiedzią na historyczny moment – schizofreniczną naturę
powojennego społeczeństwa Japonii.
W 1961 r.
Hiroshima-Nagasaki dokument Kena Domona i Shomei’a Tomatsu, opublikowany
przez Japan Council Against the Atomic and Hydrogen Bombs zwrócił uwagę
szerokiej społeczności międzynarodowej na japońską fotografię. I w 1963 r., fotograf
Eikoh Hosoe opublikował Killed by Roses, we współpracy z
ultranacjonalistycznym pisarzem Yukio Mishima /który później popełnił publicznie
samobójstwo w proteście przeciw amerykańskim wpływom w Japonii/. Książka
zapewniła Hosos międzynarodową reputację, i znani zachodni fotografowie tacy
jak William Klein, Ed van der Elsken, zaczęli
odwiedzać Japonię. Wizyty Kleina i Van der Elskena były szczególnie znaczące.
Japońscy fotografowie przejęli łatwo spontaniczność i egzystencjalną „fleksję”
ich podejścia w stylu strumienia świadomości, a przez późne lata 60. byli
gotowi ich użyć we własny całkowicie nieskrępowany sposób.
Rok 1968
był rokiem szczególnego napięcia, zwłaszcza w Japonii, z protestami i
zamieszkami na porządku dziennym związanymi z problemem „amerykanizacji” i
wojną wietnamską. 21 października doszło do bezprecedensowej bitwy między
policją a biorącymi udział w zamieszkach studentami w Tokio. W listopadzie
została opublikowana niewielka gazeta – częściowo literacka, częściowo
fotograficzna, po części filozoficzna i polityczna – zatytułowana Provoke. Została założona przez dwóch
pisarzy zainteresowanych fotografią, Koji Takiego i Takuma Nakahira. Nakahira,
rzeczywiście wkrótce stał się fotografem, mówiąc swojemu przyjacielowi Daido Moriyamie.
Stałem się fotografem. Są straszne czasy.
Celem
magazynu było w zasadzie uwolnienie z tyranii słów. Zwolennicy tego podejścia
postrzegali fotografię jako najlepszy sposób wyrażenia tumultu roku 1968 i
wszystkich nierozwiązanych problemów wojny. Takie fotograficzne podejście
reprezentowało rebelię, młodość, złość i desperację w stylu, który był surowy,
trzewiowy, niepohamowany, nieuporządkowany z odrzuceniem wszystkich pojęć, idei,
właściwej techniki.
Provoke przetrwało tylko do
trzech wydań, ale miało olbrzymi wpływ na późniejszą japońską fotografię.
Możliwe, że najlepszą spuścizną, kilka lat po tych wydarzeniach, były dwie
książki dwóch czołowych zwolenników. Były to For a
Language to Come /1970/ Takuma
Nakahiry oraz Bye Bye Photography Daido Moriyamy /1972/. Obie trudne, intensywnie
poetyckie książki, które forsowały styl strumienia świadomości do postaci
chaosu. Obie były ekspresją myślenia pełnego obaw związanych z przeszłością
/wojna, bomba atomowa/ z teraźniejszością /kolonizacja Japonii przez
amerykański konsumeryzm/ i niepewną przyszłością. Obie miały koszmarną,
fantastyczną jakość, bombardującą widzów zdjęciami, które są ziarniste, pokryte
smugami, porysowane i niewyraźne, pokryte kurzem i barwione. Odczytywało się je
jak fotograficzny ekwiwalent surrealistycznego, automatycznego zapisu.
For a
Language to Come
jest zasadniczo książką pejzażu, a Nkahira używa metafor ognia i wody, by uwypuklić
problemy trapiące Japonię. Książkę kończy kilka nastrojowych zdjęć ciemnego,
groźnego, prawie klaustrofobicznego morza, zdjęcia, które co jakiś czas wracało
w tej publikacji. Ogień jest nawet bardziej widoczny, czy wyrażony pośrednio nocnymi
zdjęciami, które przemycały smugi poprzez światło obiektywu lub wręcz zdjęciami
spalonego i zrujnowanego krajobrazu, tak jak i w parach zdjęć ukazanych na
stronnie obok, one najprawdopodobniej są kluczowym efektem. Prawie identyczne
fotografie barwione i porysowane przez Nakahirę, pokazują drogę wytyczoną przez
opony, prowadzącą, być może, do bunkrów.
Znaki na
niebie sugerują pokaz fajerwerków lub bitwę lub płonące ognie powojennego
świata nuklearnego holocaustu. Jak większa część książek, wszystko jest
nieostre i niepewne. Ponurość Nakahiry nie jest jednak niepewna, a nowy język
wydaje się być raczej językiem desperacji niż nadziei.
Jeżeli
senny pejzaż Nakahiry może być opisany jako niespokojny koszmar, przerywany
momentami ukojenia, Bye Bye Photography Moriyama jest jak zły,
psychodeliczny odlot. "Chciałem dotrzeć do kresu fotografii"
powiedział w swoim prawdopodobniej najbardziej ekstremalnym fotobooku, jaki
kiedykolwiek powstał. Jeżeli Atget obdarował nas francuskim przechodniem
spokojnie spacerującym po ulicach Paryża, Moriyama daje nam samotnego
outsidera, przemykającego przez ulice przypominające w stylu Łowcę Androidów,
Tokio. Twarz konsumeryzmu amerykańskiego wyzierała zewsząd - w oślepiających
światłach, prezentacjach reklamowanych, szeregach produktów jednorazowego
użytku. Gorączkowe tempo książki nigdy nie ustaje, z zaporą wyimaginowanego
strumienia świadomości wziętego z jego własnych obrazów, znalezionych
fotografii - tak jak zdjęcia wypadków samochodowych - i zdjęć sfotografowanych
z plakatów telewizyjnych. Zamiast książki z klarowną narracją, mamy do
czynienia z kalejdoskopową impresją alienacji, i patologicznego miejskiego
doświadczenia, obfotografowanego w
ekscytacji podszytej desperacją. Ale z obecnym tonem niepewności, nigdy
nie wiemy czy doświadczamy ekscytującego snu, czy koszmaru - czy też obydwu
naraz.
Mimo, że
tak intensywnie japońskie i nawet biorąc pod uwagę jego nasycone żółcią obrazy
amerykańskiej dominacji, to Bye Bye był jednak pod silnym wpływem Ameryki
- poprzez William Kleina i Andy Warhola na przykład - i jest dokładnie książką
"pop". Nawet Moriyama nigdy nie zakończył całkowicie fotografii
strumienia świadomości, a Bye Bye wytyczył linię przed erą Provoke,
chociaż jej wpływ nadal trwał . To także w efekcie zamykało linię dziedzictwa
wojennego. Niemniej jednak ta nieco dwuznaczna relacja z USA pozostawiła
dynamiczny i satysfakcjonujący nurt w japońskiej fotografii.
Foto
Daido Moriyama /Japanese, b. 1938/
Rotogravure reproductions
From Bye Bye Photography 1972
|
poprzedni następny post
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz