Geniusz Fotografii
tłum. Maryla Wosik
konsultacja językowa /ang/ - Joanna Hood
konsultacja merytoryczna - Piotr Perczyński
Foto
George Rodger /English, 1908-95/
Bergen-Belsen Concentration Camp 1945
Gelatin silver print
|
PRELUDE .... BŁAGAM CIĘ, BYŚ ZROZUMIAŁ, ŻE TO PRAWDA...
Henri Cartier-Bresson zadeklarował
kiedyś, że moment, gdy migawka stała się samoczynna, był tym, gdy zdjęcia
uchwycone na negatywie przeszły do królestwa historii. Sfotografowany moment
jest zarówno momentem sfotografowanym, jak i momentem historycznym. Ale
sfotografowana rzeczywistość jest tylko reprezentacją rzeczywistości – cieniem raczej, niż istotą doniosłego wydarzenia. Więc w jaki sposób fotograf może się „ułożyć”
z historią?
Foto
Pierre Jehan /French, 1909-2003/
From Death and the Statues 1946
Gelatin silver print
|
Istnieje
hipotetyczne założenie, że podstawowym celem fotografii – i koronnym jej osiągnięciem – jest rejestracja historii.
Więc, że elementarną misją fotografa jest bycie „we właściwym miejscu i we
właściwym czasie”, działanie jak bezstronny świadek wydarzeń historii,
który przenosi tam także nas. Wiemy zatem, co się wydarzyło i rozumiemy
doniosłość tego wydarzenia. Ale wobec ujęcia rzeczywistości przez fotografię i
jej umiejętności oddawania prawdy o charakterze bardziej relatywnym, niż chcielibyśmy wierzyć,
fotograf, gdy próbuje poradzić sobie z historią, staje w obliczu prawdziwych
problemów.
Historia
pozostaje nadal głównym przedmiotem opisu medium. Dokumentacja epokowych faktów
musi być najwyższą aspiracją każdego fotografa. Słowa te: „dokument” i „fakty”
obydwa przeładowane są treścią i powiększają zamieszanie. Zamiast tego spójrzmy
na konkretny przykład. Rozważmy moment w historii – jeden z najtragiczniejszych w XX w.
– i zobaczmy jak fotografia sobie z tym poradziła.
Z końcem
II wojny św. i zaraz po niej, zaczęła napływać z Niemiec masa fotograficznych
dowodów. Miały one związek z wydarzeniami, z których okrucieństwa krok po kroku
zdawano sobie sprawę, w miarę jak postępowała ofensywa aliantów w Europie. Tym
zdarzeniem był Holocaust i jeśli fotograficzny dowód czegokolwiek mógł być
uważany za niepodważalny, to właśnie ten, przypadek przerażającej zbrodni
przeciw ludzkości. A świat nadal jeszcze próbuje go w pełni uchwycić – pomijając
ogrom współczesnego fotograficznego materiału –
fotografowie nadal podejmują pracę, która odnosi się bezpośrednio i
pośrednio do tego faktu. Fotograficzne archiwum Holocaustu stale rośnie.
Wówczas, odpowiedzi
fotografii na Holocaust i wojnę generalnie nie zawsze były jednoznaczne i
istnieje bogaty materiał, dotyczący tych zdarzeń, posługujący się metaforą lub
poezją. Przypomina nam, że fotografia krzyżuje się z historią na różnorodne
sposoby. Ale nawet tym, którzy fotografowali stosy ciał w obozach, trudno było ogarnąć
to co widzieli. Niemcy kolektywnie zaprzeczali temu co się stało i do dzisiaj znajdują
się tacy, którzy czynią to nadal, więc fotograficzny dowód był i jest niezbędny.
I nie
jest ważny rodzaj dowodów, pod warunkiem, że są uzyskane bezpośrednio. George Rodger
był pierwszym fotografem, który dotarł do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen.
Potem przypomniał, że w jednym momencie podczas robienia zdjęć z przerażeniem
zdał sobie sprawę, że realizuje aranżację układu zwłok w harmonijnej kompozycji
w wizjerze. Ale to, oczywiście jest pierwszorzędnym celem i zadaniem fotografa,
zrobienie możliwie najlepszego zdjęcia. Później w 1945 r. broszura KZ: Five Concentration
Camps była dystrybuowana przez siły amerykańskie wśród ludności Niemiec, by
poinformować, co czyniono przez te lata w jej imieniu. Fotografie mówiły same
za siebie, ale też ktoś wydał te zdjęcia i ktoś zaprojektował tak książkę, by
zdjęcia oddziaływały z wielką mocą.
Z drugiej
strony, grupy Żydów, którzy ocaleli w obozach, zebrali razem wszelkiego rodzaju
fotografie, które wpadły im w ręce i, bez środków do ich wydrukowania, na
drukarskich prasach, ponownie je sfotografowali. Wykonali książkę wykorzystując
kopiowane odbitki, by mogły być w ogóle dystrybuowane. O ironio, większość tego
materiału pochodziła ze zbiorów własnych Nazistów, którzy fotografowali każdy
etap eksterminacji Żydów i innych nacji, w celu stworzenia historycznej
rejestracji akcji „oczyszczania”, mającej stanowić fundament III Rzeszy.
Również inni,
dobrze znani fotografowie, fotografowali obozy. Lee Miller, kiedyś asystentka Man
Raya, modelka i żona angielskiego surrealisty Rolanda Penrose’a, fotografowała
zarówno Buchenwald i Dachau, pracując dla magazynu Vogue. Błagam cię byś uwierzył, że to prawda,
relacjonowała swojemu wydawcy. Wybitnie modowy magazyn zamieścił wkrótce kilka
z jej najbardziej graficznych zdjęć, i jak jej syn Anthony Penrose napisał:
Drukowanie prze Vogue’a materiału Lee stanowiło osiągnięcie w publikacjach mody, które nigdy nie zostało powtórzone. Drastyczne szczegóły i przemoc obecne w jej artykułach, uwydatniały się odważnie na stronach, akcentowane przez Alexa Krolla wyborem zdjęć i jego błyskotliwym układem – tworząc coś, co może być tylko określone jako surrealistyczny efekt. Ponure szkielety zwłok Buchenwaldu zostały odseparowane przez kilka grubości papieru od stron zachwycających receptur przygotowywanych przez piękne kobiety, ubrane w luksusowe suknie.
Ten
surrealistyczny efekt był również obecny w wydaniu magazyny Life z 7
maja 1945, który ukazywał zdjęcia Margaret Bourke-White. Na zdjęciach z Buchenwaldu,
przy ponurych fotografiach śmierci i destrukcji Rodgera, Roberta Capy, Petera Stackpole’a
i innych, umiejscowiono kolorowe reklamy, porady z zakresu stylu życia. I to
właśnie leży w naturze ilustrowanych magazynów w erze gospodarki konsumpcyjnej.
Ale jeżeli kilku ludzi zostało faktycznie zmuszonych do poważnego myślenia, po
newsach fotograficznych pojawiających się w Vogue, to było to zasadne.
Było nakazem chwili, by ukazywały się wiadomości o Holocauście – gdziekolwiek,
również tu.
Możliwe,
że pojedynczy fotograf lub jedna grupa fotografów jest enigmatycznym i
niepewnym świadkiem historii, ale dziesiątki tysięcy dokumentujących holokaust
materiałów, to zupełnie inna sprawa, nawet jeśli można by wziąć kilka z nich i sprawić,
że wyrwane z kontekstu, będą mówiły cokolwiek innego. Fotografie z pewnością
nie są „czysto” dokumentalnym zapisem, zazwyczaj potrzebują uzupełniającej
dokumentacji, w postaci słowa, nim zaczną funkcjonować, jako najwyższego
gatunku świadkowie. Zdjęcia z ewidencji tych, którzy mieli być transportowani
do obozów, są poruszającym i gorzkim symbolem Holocaustu, ale jeśli ta sama
fotografia zostaje przyklejona na karcie indeksu, razem ze szczegółami, związanymi
z więźniem, staje się czymś jeszcze. Staje się ewidencją.
Istnieją
pewne przykłady akademickich opinii, wywodzących się głównie z teorii
marksistowskich, które są szczególnie podejrzliwe wobec fotografii, zwłaszcza
wobec jej roli, jako świadka. Mówiąc
prosto, co nam mówi fotografia? Pyta krytyk Susan Sontag. Dramaturg Bertold
Brecht posłużył się przykładem koncernu zbrojeniowego Kruppa. Fotografia fasad
nic nam nie mówi o tym co dzieje się w środku. Jeśli nawet fotograf zyskał
dostęp i fotografował broń na linii montażu, to jeszcze nam nic nie mówi w
jakim celu ją produkowano /z wyjątkiem oczywistych powodów/ kto je zaordynował,
i tak dalej. Fotografie same w sobie nie oskarżają Kruppa, ale mogą pomóc. W każdym
przypadku w sądzie, każda krytyka czy teza, jest budowana z dowolnej liczby
małych faktów prowadzących do stworzenia finalnego argumentu.
Ale
możliwe, że proste zaświadczenie i ewidencjonowanie takiego wydarzenia jak
Holocaust może być niewystarczające dla tych dążących do zrozumienia tego, co
jest prawie nie do pojęcia? I tak możliwe jest pocieszenie poprzez sztukę. Po
wojnie pewna liczba fotografii została opublikowana. Przedstawiały one straszne
wydarzenia w sposób zawoalowany i poetycki, a jednak oddziałujący głęboko na
odbiorcę.
W 1946 r.
fotograf Pierre Jahan opublikował książkę we współpracy z Jeanem Cocteau – Deth
and the Statues. Johan odkrył stos posągów w Paryskich złomowiskach i
magazynach, zrzuconych ze swoich cokołów przez Nazistów w celu przetopienia ich
dla pozyskania metalu. Były tam pomniki z cmentarzy, pozbawione korpusów,
głowy, czaszka sfotografowana w czasie, kiedy inni fotografowali ludzkie
cmentarze. Te proste fotografie roztrzaskanych posągów mówią wymownie – nie
bezpośrednio o obozach – ale o barbarzyństwie, o utracie, zaśmiecaniu i zbrukaniu
kultury, i artykułują jedną z najwspanialszych odpowiedzi francuskiego
fotografa w kwestii wojny, udowadniając, że poezja jest czasami tak samo
konieczna, by zrozumieć, jak rzeczowa dokumentacja. Jak Cocteau napisał w swoim towarzyszącym tekście:
Na pracę poety, /której nie można się wyuczyć/ składa się cytowanie przedmiotów świata, które stały się niewidoczne ze względu na spowszednienie, w niezwyczajnych pozycjach, które uderzają w duszę i nadają im tragiczną moc.
Jesteśmy
dalecy, jak to tylko możliwe od ubarwiania dokumentalnych odpowiedzi
stworzonych przez Georga Rodgera i innych, a jeszcze fotografie takie jak Jahana
stają się nie tylko częścią fotograficznej historii fotografii, ale historii
kultury. A to, oczywiście, nie jest niezmienna prawda. Tak jak fotografia,
historia jest konstruktem ciągle zmieniającym się, zawsze otwartym na
reinterpretacje.
poprzedni następny post
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz